Maskotkę liska zrobiłam na prośbę mojej koleżanki Małgosi dla Jej wnuczki.
Zadzwoniła do mnie w piątek, jeszcze przed zabiegiem i zapytała, czy zrobiłabym tego liska.
Ma z sobą wszystko co potrzeba, bo kupiła gotowy zestaw do zrobienia maskotki
i czy zrobię ją jeszcze tego samego dnia przed końcem swojej pracy -
pracuje obok mojego bloku w Spółdzielni Mieszkaniowej.
Obiecałam się postarać i na szczęście zdążyłam.
Zadzwoniła do mnie w piątek, jeszcze przed zabiegiem i zapytała, czy zrobiłabym tego liska.
Ma z sobą wszystko co potrzeba, bo kupiła gotowy zestaw do zrobienia maskotki
i czy zrobię ją jeszcze tego samego dnia przed końcem swojej pracy -
pracuje obok mojego bloku w Spółdzielni Mieszkaniowej.
Obiecałam się postarać i na szczęście zdążyłam.
Maleństwo zajęło mi ponad trzy godziny pracy. Właściwie nie lubię takiej ekspresowej robótki,
bo w pośpiechu mogę popełnić błąd, potem prucie zabiera mi sporo czasu.
No i myśl - "czy zdążę w obiecanym terminie" - kołacze się przez cały czas dziergania.
bo w pośpiechu mogę popełnić błąd, potem prucie zabiera mi sporo czasu.
No i myśl - "czy zdążę w obiecanym terminie" - kołacze się przez cały czas dziergania.
W dodatku pora dziergania maskotki zbiegła się z porą spaceru mojego Bambusia,
który w dość głośny sposób domagał się wyjścia. Niestety, musiałam go wziąć na przetrzymanie,
bo w tym czasie priorytetem było zrobienie tej maskotki.
Możecie sobie wyobrazić, w jakim stresie dziergałam.
który w dość głośny sposób domagał się wyjścia. Niestety, musiałam go wziąć na przetrzymanie,
bo w tym czasie priorytetem było zrobienie tej maskotki.
Możecie sobie wyobrazić, w jakim stresie dziergałam.
Kot - skaczący na robótkę lub na moje barki, ocierający się i miauczący głośno w moje ucho, biegający od drzwi wyjściowych do drzwi balkonowych, nie rozumiejący,
że w tej chwili jestem zajęta. Na nic było uspokajanie, karmienie przysmakiem -
w końcu, biedaczek, położył się przy mnie i cały czas wpatrzony we mnie czekał,
czy wstaję już i czy wezmę go na spacer. Oczywiście zorientowałam się,
że na taki ruch czeka, więc przez cały pozostały czas dziergania liska nawet nie próbowałam wstawać i wykonywać gwałtownych ruchów, by nie skojarzyły mu się ze wstawaniem.
I na spokojnie skończyłam. Jak tylko wstałam, nałożyłam szelki Bambusiowi i poszliśmy na spacer - bo wiecie, że wyprowadzam go w szelkach, na smyczy.
A przed godziną piętnastą zaniosłam Małgosi maskotkę.
Mam nadzieję, że wnuczce się spodobała:)))
że w tej chwili jestem zajęta. Na nic było uspokajanie, karmienie przysmakiem -
w końcu, biedaczek, położył się przy mnie i cały czas wpatrzony we mnie czekał,
czy wstaję już i czy wezmę go na spacer. Oczywiście zorientowałam się,
że na taki ruch czeka, więc przez cały pozostały czas dziergania liska nawet nie próbowałam wstawać i wykonywać gwałtownych ruchów, by nie skojarzyły mu się ze wstawaniem.
I na spokojnie skończyłam. Jak tylko wstałam, nałożyłam szelki Bambusiowi i poszliśmy na spacer - bo wiecie, że wyprowadzam go w szelkach, na smyczy.
A przed godziną piętnastą zaniosłam Małgosi maskotkę.
Mam nadzieję, że wnuczce się spodobała:)))
Oto lisek dziergany w takich emocjach:
*
Mam spore zaległości w bywaniu na Waszych blogach.
Sukcesywnie będę zaglądać i komentować:))))
Mimo, że próbuję dziergać i na drutach i na szydełku, to jednak po zabiegu
mam jeszcze problemy z widzeniem. Niewykluczone, że przyczyną jest chore drugie oko,
ale na kolejny zabieg będę musiała znowu odczekać parę tygodni.
Na razie prawe oko, a właściwie prawa dolna powieka, ma się dobrze wygoić.
Co do zabiegu, to "nie taki diabeł straszny jak go malują".
Bałam się bardzo, ale trafiłam na miłą panią doktor, która podczas zabiegu uprzedzała mnie,
co będzie robić. Mimo znieczulenia, czułam delikatne "szczypanie".
Dyskomfortu nie było, zabieg zniosłam dość dobrze. Najgorzej było wracać.
Oko miałam zaklejone, okulary musiałam zdjąć, ale z pomocą męża jakoś dotarłam do taksówki. Drugi tydzień leczenia, to może za krótki okres, by było dobrze.
Najbardziej martwi mnie te zamglenia oczu, ale może tak ma być.
We wtorek idę na kontrolę do mojego okulisty. Zobaczę, co powie.
W szpitalu już byłam na kontroli, ta sama pani doktor mówiła, że powieka ładnie się goi.
Musi i ma być dobrze, bo oczy dla mnie są najważniejsze -
jakby nie było, to one razem z rękami "tworzą" moje dziergadła. Prawda?
Małgosiu, przede wszystkim życzę Ci zdrówka a właściwie Twoim oczom.
OdpowiedzUsuńLisek wyszedł świetnie! Podziwiam Cię, bo też nie lubię nic robić pod presją czasu. W tym przypadku jednak udało się sprostać zadaniu, choć Bambuś jakiś czas z pewnością będzie pamiętał, że go ignorowałaś :)))
Pozdrawiam serdecznie!
Dziękuję, Olu:))
UsuńBambuś należy do bardzo niecierpliwych kotków, ale raczej nie jest pamiętliwy;kiedy był mały, to jak go ignorowałam, przypominał o swoim istnieniu nie tylko miauczeniem, ale i wskakiwaniem na moje plecy lub głowę, najbardziej w nocy było to bardzo dla mnie nieznośne - zasypiam, a tu ląduje na mnie cztery kilo pupilka; taki był z niego łobuziak:))
Zdrowia
OdpowiedzUsuńZdrowia Małgosiu ! Oj, jak ja nie lubię tak pracować, więc rozumiem twój stres. Ale po lisku tego nie widać - uroczy. Pozdrawiam.
Bardzo dziękuję:))
UsuńOczy są bardzo ważne, więc życzę z całego serca, żeby wszystko dobrze się zregenerowało i byś wróciła do pełnej sprawności.
OdpowiedzUsuńLisek super, jak z bajki o Małym Księciu...
My też nasze rudasy wyprowadzamy na smyczy:-) Balbinka głośno potrafi się tego domagać i to kilka razy dziennie;-)
Jak ja dawno widziałam Twoje kociaczki! Reniu - pora pokazać Ptysia i Balbinkę na blogu - proszę:))))))
UsuńDziękuję za odwiedzinki:))