Bardzo rzadko robię pierogi z mięsem.
Po prostu dlatego, że mięso z rosołu znika równie szybko jak rosół:)).
Oczywiście mogłabym robić je z innego mięsa, specjalnie na tę okazję kupionego, ale po co?
Mięso z rosołu jest już gotowe, ugotowane w smacznych przyprawach, przesycone smakiem i zapachem rosołu; najlepsze:))
Gdy więc mamy nadmiar takowego, możemy zamienić je w równie smaczną potrawę:))
Zatem - potrzebujemy ugotowane mięso: wołowe, drobiowe i wieprzowe.
(Tak, tak - ja gotuję rosół również z mięsem wieprzowym, a dokładnie na żeberkach.)
Czyli - wołowina rosołowa, wołowy antrykot, pasek żeberka i dobrej jakości drobiowe udko.
Mięso mielimy razem z warzywami z rosołu, dodajemy sól, pieprz, gałkę muszkatołową, czubricę zieloną. Dodajemy jedno jajko. Przyprawiamy dość dobrze, nawet pikantnie, jak ktoś lubi. Dodatkowo możemy również dodać przesmażone pieczarki z cebulką, lub ugotowaną kiszoną kapustę - wtedy mamy zupełnie inne w smaku pierożki.
Dokładnej ilości składników nie podaję, bo wiadomo, że każda gospodyni robi tyle, ile potrzebuje dla swojej rodziny, zatem skupiam się tutaj do podania tylko potrzebnych produktów do potrawy.
Orientacyjnie - robię tyle ciasta ile mam nadzienia, tak plus/minus.
Nawet bardziej plus, by nie zabrakło.
Jak widzicie na poniższych zdjęciach u mnie dwa rodzaje nadzienia -
same mięsne i z dodatkiem pieczarek z cebulką.
Gdy farsz już gotowy zabieramy się za ciasto. Jak zawsze robię ciasto parzone.
Zaczynam od przesiania mąki i wlewam olej - ok. 125 ml.
Palcami łączę olej z mąką, dość długo, by olej dodarł wszędzie. Dodaję łyżkę soli.
Potem wlewam gorącą wodę - powoli - i mieszam.
Gdy mąka połączy się z wodą wyrabiam ciasto. Trwa to dość długo, ale im dłużej, tym lepiej.
Gdy pokazują się już pęcherzyki powietrza, wyrabiam jeszcze troszkę - ciasto ma być sprężyste,
nie klei się do rąk i do stolnicy. Zawijam w folię i daję mu odpocząć i wystygnąć.
Potem już sama przyjemność wałkowania ciasta, wykrawania krążków i lepienia pierogów.
Gotowe pierogi wrzucam na wrzącą, dobrze posoloną wodę. Nie za dużo, by się nie posklejały.
Gaz podkręcam, by woda szybciej się zagotowała, ale gdy tylko zaczyna się bulgotanie, gaz zmniejszam. Delikatnie mieszam, by nie przywarły do dna.
Gdy zaczynają wypływać już nie mieszam.
Odcedzam, jak tylko woda zacznie się gotować i wypłyną na wierzch.
Te do spożycia gotuję na wolnym ogniu dłużej.
Pierogi po wystygnięciu przekładam do salaterki. Skrapiam olejem, by się nie skleiły.
Podaję ze skwarkami ze słoniny lub boczku.
Smacznego!