sobota, 29 listopada 2014

Czapka "ślimak" do Nymphalidei

Do mojej Nimfy dorobiłam czapkę - ślimak.
Ten wzór doskonale pasował,  więc nie zastanawiałam się nad wyborem. Znacie moją awersję do robienia czapek, tym razem też nie obeszło się bez dylematu, czy czapka ujrzy finał, zwłaszcza, że nie obyło się bez prucia. Pierwsza wersja była z podwójnej nitki, ale nie podobała mi się w tym wydaniu. Z pojedynczej zdecydowanie wygląda lepiej.
Po zszyciu ślimaczka dorobiłam otok - " 4 oczka prawe, warkocz z 10 oczek , 4 oczka prawe",  który przyszyłam lewą stroną po wierzchu.




I tak właśnie "odpoczęłam" od szydełka zawzięcie drutując:))

*

Na koniec pytanie: czy kiedykolwiek kąpałyście swojego kota? 
Jeśli nie, to nie próbujcie, jeśli tak, to współczuję. Dlaczego zadaję takie pytanie? Dlatego, że ja dzisiaj musiałam swojego Bambusia wykąpać. Jak wcześniej pisałam, Bambuś na skutek obniżonej odporności po kocim katarze, nabawił się grzybicy skóry. Po kilkakrotnym "oprysku" środkiem przeciwgrzybicznym (nie tylko jego, ale i pozostałe koty musiałam opryskiwać, na wszelki wypadek), zaleconą miał przez weterynarza kąpiel w szamponie przeciwgrzybicznym. Nigdy jeszcze nie kąpałam kotów. Przed kąpielą obejrzałam kilka filmików na You Tube, aby mieć rozeznanie, jak i co. Po obejrzeniu mądrzejsza nie byłam, a raczej jeszcze bardziej zestresowana. No cóż, kąpiel się odbyła, ale więcej tego nie chciałabym robić. Mój skarb tak rozdzierająco płakał, ja razem z nim; w dodatku na 10 minut trzeba było pozostawić szampon na skórze kota. Potem lepiej nie było - przecież musiałam go spłukać! Uspokoił się dopiero w pokoju, gdzie wycierałam go ręcznikami, na koniec zrobiłyśmy mu z Hanią "buju, buju"- to znaczy włożyłyśmy go do koca i kołysałyśmy, aż się uspokoił. To jego ulubiona zabawa - na sam widok koca już wskakuje do środka i huśtamy go, aż do znudzenia:)) Teraz śpi w koszyku przy moich nogach, a ja patrząc na niego, na nowo przeżywam jego kąpiel, myśląc tylko, żeby mi się po niej nie rozchorował!



 Mój Bambuś na "huśtawce" :)) 

piątek, 21 listopada 2014

Chusta Nymphalidea

Przez ostatnie miesiące, nie po drodze było mi z drutami, mimo prób zrobienia szalika i swetra.
Gdy zobaczyłam na blogu Małgosi chustę Nymphalideę, tak mnie zachwycił ten wzór, że wprost na niego "zachorowałam". Długo dopasowywałam włóczki w różnych kolorach, ale jak miałam jeden kolor, to nie bardzo pasował drugi. Pomyślałam jednak, by wykorzystać kłębuszki żółto - pomarańczowego mohairu, który został mi z szydełkowej chusty (jeszcze jej nie pokazywałam, bo to prezent gwiazdkowy), zrobionej z kolorów ciemniejszych. Te resztki miały zostać na "liściastą" chustę, ale jak to u mnie bywa - plany się zmieniły. Robiłam ją dość długo, uważałam, by nie pomylić rzędów i dodawanych oczek. Znacie moje zdanie co do prucia mohairu - starałam się nie dopuścić, by jakikolwiek błąd spowodował tę czynność.
Moja chusta ma 36 klinów "D". Jest dosyć długa, swobodnie owinę się nią wokół szyi i zawiążę z przodu. Jest cieplutka i nie drapie.





Taki  "dziwny" czub wyszedł podczas dziergania :))


Przy śpiących kotach też dobrze mi się dziergało:))


Gdy tylko obrobię się z dzierganymi prezentami, znów sięgnę po wzór Nymphalidei - tym razem z dwóch kolorów :))

Projekt :         Melinda VerMeer.
Tłumaczenie :  Truskaveczka

poniedziałek, 17 listopada 2014

Perfekcyjna czy (Nie)Perfekcyjna Pani Domu

Dostałam nominację w zabawie blogowej od Reni - "Perfekcyjna Pani Domu".

Honor to dla mnie nie mały, tym bardziej, że  wcale się nią nie czuję i w zasadzie na ten tytuł nie zasługuję!
Gdybym takie wyróżnienie otrzymała 22 lata temu, o tak - wtedy nie mijałoby się z prawdą, bo taka byłam!
Kiedy moje koleżanki z pracy, przyszły odwiedzić mnie w moim mieszkaniu, jedna z nich po obejrzeniu jego, powiedziała: "U Ciebie jak w laboratorium, wszystko lśni"! To prawda, ale wtedy byłam panną, nie miałam męża, dzieci, kotów, mieszkałam sama, cieszyłam się jak dziecko z każdego metra kwadratowego mieszkania, upiększałam go, pucowałam, itp.
Choć w pierwszych latach małżeństwa i nawet kilka lat po pojawieniu się dzieci, chorujących na astmę i mających alergię na wszystko, było u mnie na medal -  miałam nawet czas, by szyć i dziergać na drutach (wtedy byłam Małgosią drutującą :)) sweterki, sukieneczki i inne rzeczy dla siebie i dzieci). Ale gdy zaczęły się moje kłopoty z kręgosłupem i gdy zabrakło sił do ciągłej walki z kurzem - dałam sobie spokój, zwłaszcza, że moje dziewczyny coraz częściej zaczęły mówić: "Mamo - wyluzuj", albo: " Mamo, Ty masz jakąś obsesję sprzątania!!!"

Rzeczywiście, muszę przyznać, że do tej pory, bałagan działa na mnie jak czerwona płachta  na byka! Ale już nie porywam się do walki, jak kiedyś. Robię to, co muszę, coraz częściej odkładam na następny dzień mycie podłóg, czy ścieranie kurzy.
 
Czas zatem odpowiedzieć na zadane pytania:
Dwa obowiązki, które lubisz robić w domu:
Jest tylko jeden. Choć nie nazwałabym tego obowiązkiem, bo przecież to lubię. Są to porządki w szafach - wręcz uwielbiam układać równiutko na półkach bluzki, swetry, na wieszakach: koszule, sukienki czy inne rzeczy. Ta praca nigdy mnie nie nudzi i nigdy nie czuję przy niej zmęczenia:))
Drugiego obowiązku właściwie nie ma. Po prostu robię swoje - sprzątam, piorę, gotuję, zmywam, itp. nie zastanawiając się, czy to lubię, czy nie! Jeśli zaplanuję sobie, że dzisiaj czas na np. mycie okien, to, to robię. 
Ma być zrobione i basta!
Dwa obowiązki, których nie lubisz robić w domu:
Zdecydowanie - prasowania! Nie pamiętam właściwie, kiedy ostatni raz prasowałam:)) Zauważyłam, że jak tak ładnie, równiutko ułożę rzeczy w szafie, to one same, jakimś cudem, wyglądają jak uprasowane:))
Kiedyś prasowałam wszystko, nawet majtki, ale jak przyjaciółka przyszła do mnie w odwiedziny i akurat zastała mnie nad stertą rzeczy do prasowania, zdziwiona zapytała: "Ty to wszystko prasujesz?",  a potem uświadomiła mnie, że większości z tych rzeczy ona nie prasuje, skwapliwie skorzystałam z Jej rad i powoli, sukcesywnie eliminowałam rzeczy do prasowania. I teraz, okazjonalnie tylko, coś tam uprasuję - mężowi koszulę, dziewczynkom bluzeczkę na dzień galowy do szkoły.
Nie lubię myć łazienki. O ile inne pomieszczenia sprzątam teraz co jakiś czas, o tyle łazienka, to codzienny obowiązek. Rano posprzątam, wieczorem, kiedy wszyscy skorzystają z ablucji, nie ma znaku, że była sprzątana, a ja wieczorem jestem tak obolała, że nie mam sił na ponowne sprzątanie. Czasem mój mąż to zrobi, ale to, jak piszę, czasem.
Czy lubisz gotować?Jeśli tak, to jaka jest Twoja ulubiona potrawa?
I tak i nie. Zacznę od "nie". Nie lubię gotować na rodzinne uroczystości - bo wtedy jakiś "czarcik" dziwnym trafem miesza w moich garnkach i nie wychodzi mi to, co ma wyjść:)) Im więcej się staram, tym bardziej nie jestem zadowolona z efektu kulinarnego. Ale jak nie muszę - to wtedy zawsze wychodzi mi pyszne danie, że wszyscy zajadają się i wołają o dokładkę! 
Mam kilka potraw, które lubię nie tylko jeść, ale i gotować, czy piec. To: gołąbki - z mięsem i bez tzw. wigilijne, gulasz węgierski, pierogi ruskie, tort owocowy z masą budyniową, szarlotka.
Podziel się dwoma trikami a la "Perfekcyjna Pani Domu":
Rozumiem, że chodzi tu o coś, co ułatwi pracę przy domowych porządkach?
Jednym z nich, choć raczej nie polecam, jest usuwanie żyletką osadu z wanny i umywalki. Robię to bardzo ostrożnie, żeby nie porysować emalii, a skoro w zgiętej pozycji, ból kręgosłupa bardzo mi się nasila, więc jak najszybciej zależy mi na uporaniu się z tym. Potem tylko środek do czyszczenia i dezynfekcji i wanna czy umywalka lśni, jak należy.
Drugi sposób, to użycie octu do pozbycia się kamienia z baterii przy umywalkach, prysznica, czajników itp.
Wymień dwóch ulubieńców domu:
O co chodzi z tymi ulubieńcami? Odpowiem raczej tak, bo inaczej nie potrafię: ulubieńcem domu jest moja rodzina: mój mąż, moje córki, ja, mój ojciec, no i moje koty! Byleby żyło nam się szczęśliwie i zdrowo w naszym domu:))
Mieszkanie czy dom:
Mój dom, to moje mieszkanie, moje mieszkanie, to mój dom.
I nie ważne, że mieszkam w bloku :))
Kto prowadzi budżet domowy?
Każdy, kto dysponuje w danej chwili "środkami płatniczymi":))
Pedantka czy bałaganiara?
Bałaganiarą nie jestem, to na pewno! A pedantką już nie - skutecznie tego oduczają mnie moje córki :))
Jak wyglądałby Twój wymarzony dom:
Jak byłam młoda, to marzyłam o swoim "domu".
Teraz jestem raczej realistką - skupiam się na tym, co mam! Mam dobrego męża, mądre, wspaniałe córki. Dla mnie to się liczy, a nie - najdroższy telewizor, czy meble w salonie!
Tradycja wyniesiona z domu, którą praktykujesz do dziś:
Trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Postawię na Święta - nie tylko Bożego Narodzenia, ale i na Wielkanocne. Moje rodzeństwo mieszka poza naszym rodzinnym miastem, staramy się, by na czas świąteczny zawsze ktoś z nich był u nas i choć rzadkością jest, by przyjeżdżali wszyscy, to jednak co roku przyjeżdża ten kto może. A jak się spotkamy, to wtedy organizujemy nasze jasełka, (kilka scenariuszy z własnym tekstem opracowywała moja córcia Hania) konkursy w śpiewaniu kolęd, czytanie wierszy, itp.itd.
 
To tyle! Pewnie takie wyróżnienie do czegoś zobowiązuje, ale ja myślę, że najlepiej, byśmy byli sobą! Bo czy człowiek może być szczęśliwy, jeśli ma zakodowane, by być perfekcjonistą w każdej dziedzinie życia?
Czy to ułatwia te życie? Ja już zrozumiałam - mój etap życia perfekcjonistki mam za sobą, na pewno do testu "białej rękawiczki" nigdy się nie zgłoszę. Bo życie nie składa się tylko z obowiązków, przyjemności też powinny w nim zagościć:))
I choć wahałam się przyjąć od Reni tę nominację, to bardzo Jej za to dziękuję. Uświadomiłam sobie to i owo na nowo:))

"Perfekcyjną Panią Domu" mianuję:

Zapraszam do zabawy :))

czwartek, 13 listopada 2014

Dzierganie na palcach

Przełamałam ten swój brak weny, bo mam przecież zobowiązania mikołajkowo - gwiazdkowe. Nie tylko na szydełku, ale i na drutach. Wreszcie!  
No i oczywiście na razie nie mogę się pochwalić moimi udziergami, aż do Mikołajek i Gwiazdki :((
Ale - ostatnio szukając w internecie inspiracji, natknęłam się na szale dziergane na palcach i na rękach. Czemu miałabym nie spróbować, zwłaszcza, że nie wymagało to siedzenia, a można było chodząc spokojnie po domu, przekładać włóczkę przez palce (zwłaszcza, że jak poprzednio pisałam, dokuczał mi kręgosłup i zbyt długie siedzenie nasilało mi bóle). Do dziergania na palcach przeznaczyłam dwa kłębki włóczki z bąbelkami, bardzo cieniutkiej. Z pomocą przyszedł mi filmik na You Tube. Po przerobieniu wyszedł dość gruby "sznur", a z niego powstanie tzw. "zamotka" na szyję. Bardzo fajna zabawa - taka odskocznia od szydełka czy drutów. Powinnam od razu z tego zrobić ową "zamotkę", ale jak zawsze ze mną bywa, kolejna robótka skutecznie odciąga mnie od poprzedniej. Choć oczywiście muszę przyznać, że w tym roku parę zaczętych robótek schowanych w pawlaczu, ujrzało światło dzienne i zostało skończonych. Myślę, że i ta również będzie do pokazania jeszcze w tym roku :))

środa, 5 listopada 2014

Szydełkowy szaliczek z falbanką

Dawno już pisałam - totalny brak weny i chęci do czegokolwiek ogarnął mnie jak lawina w górach. Doszły do tego bóle kręgosłupa i nasilone mrowienie od bioder w dół. Nic dziwnego, że siedzenie przy robótce sprawia mi ogromny dyskomfort, ciągle muszę odstawiać szydełko i włóczkę i wstawać. Ale pomnóżcie to przez dwa, bo noce też mam podobne, to ukaże się pełny obraz moich dolegliwości. Myślę, że jestem temu sama winna, bo bez wiedzy mojej pani neurolog zapisałam się na zajęcia z aerobiku i pilatesu, żeby wzmocnić mięśnie kręgosłupa. Chyba przesadziłam z tym aerobikiem, choć pani prowadząca zajęcia to rehabilitantka i dokładnie obejrzała moje wyniki badań, zanim odpowiedziała mi na moje pytania, czy  mogę brać udział w ćwiczeniach. A skoro nie miała wątpliwości, to i ja ich się wyzbyłam. Niestety, jednak niewskazana mi była owa gimnastyka, a przynajmniej trzeba mi było najpierw skontaktować się z moją panią doktor, ale jak to zrobić, jeśli na wizytę czeka się przeszło miesiąc? Teraz zaś z tymi mrowieniami i bólami muszę czekać do 25 listopada! Na wszelakie badania i wizyty czeka się tyle czasu - miałam skierowanie na rezonans magnetyczny w lutym - zapisano mnie na 17 września. Podczas badania zasłabłam,  nie było mowy, by go dokończyć. Z niczym udałam się do neurolożki. Wypisała mi skierowanie na tomografię komputerową, którą mam 23 grudnia! Liczę każdy dzień, żeby wreszcie te badania zrobić i wiedzieć, co tam w kręgosłupie "piszczy"!
*
W czasie tego miesiąca wydziergałam jedynie ten oto szaliczek dla moich córeczek.
Wzór szaliczka znalazłam w internecie :))





Do szaliczka dorobiłam kwiatek, ale muszę go obrębić jakimś innym kolorem, bo gubi się w tych falbankach i go nie widać. 
Niewykluczone, że zrobię taki szal  i dla siebie. Jak podoba mi się jakiś wzór, a ten zdecydowanie tak, to robię aż do znudzenia. Podobnie jak z chustami "Salomonowymi" :))