Kolejna serwetka, tym razem w bardzo soczystym, jaskrawym kolorze żółtym. W moich bogatych zasobach znalazłam kłębek anilany i w dwa dni wydziergałam bardzo energetyczną, słoneczną serwetę.
O dziwo - tylko raz ją sprułam, bo pomyliłam rzędy. Dziergało mi się sprawnie i przyjemnie, myślę, że ten żółty kolor dodawał mi energii przy dzierganiu:)))
O dziwo - tylko raz ją sprułam, bo pomyliłam rzędy. Dziergało mi się sprawnie i przyjemnie, myślę, że ten żółty kolor dodawał mi energii przy dzierganiu:)))
Spójrzcie na metkę - cena włóczki jeszcze sprzed denominacji - 510 zł!:)))) A denominacja była kiedy? Prawie 20 lat temu!
Z uwagi na małą ilość tej żółtej włóczki zrobiłam wg schematu środek, natomiast pozostałe rzędy wg swojego pomysłu aż do wykończenia włóczki.
Serweta z gazetki bardzo mi się podoba, więc jeśli kupię kiedyś kordonek, to na pewno zrobię identyczną!
Kwarantanna trwała troszkę dłużej, bo okazało się, że ma koci katar. Zaliczyliśmy pięć wizyt - dostał pięć zastrzyków i kropelki do oczu. Dopiero po leczeniu można było pozwolić, by kotek wychodził z pokoju dziewczynek i zapoznawał się z pozostałymi kotkami.
Radzi sobie doskonale, zaczyna rządzić i ustawiać Bambusia i Gucia. Bambuś nie daje się tak łatwo, warczy i groźnie mruczy, gdy maluch zbliża się do niego, natomiast Gucio chyba podporządkowuje się Dyziowi, bo pozwala wchodzić mu na swój grzbiet i gryźć w uszko. Ale gdy ma dosyć - ucieka.... Mówimy, że trafił swój na swego, bo do tej pory tak właśnie Gucio zachowywał się w stosunku do Bambusia:)
Kicia jest obojętna i chyba Dyzio czuje tę obojętność, bo poza obwąchiwaniem nie pozwala sobie na zabawy z Kicią.
Bardzo lubię obserwować całą czwórkę podczas pory karmienia. Bambuś rozgląda się wokół i najpierw obserwuje wszystkich, jakby patrzył czy wszyscy mają jednakową porcję, zanim zabierze się do jedzenia (nieraz sprzątną mu z miseczki jego porcję mięska, także muszę dokładać mu i pilnować jego miseczki), Gucio zjada z apetytem groźne wydając dźwięki, by nikt nie zbliżał się do jego miseczki, Dyzio mruczy radośnie zjadając swoją porcję, natomiast Kicia miauczy przeraźliwie zanim spostrzeże swoją miseczkę pod nosem i łaskawie zacznie jeść. Śmiesznie wygląda ta cała czeredka przy kociej jadłodajni:)))
W dalszym ciągu podtrzymuję decyzję oddania Dyzia siostrze, choć moje dzieci nie chcą o tym słyszeć. Ale dla mnie jest to duże obciążenie finansowe - systematyczne odrobaczanie, odpchlenia, szczepienia i leczenie,teraz doszła by na pewno kastracja. No i przecież odpowiednia dieta, bo moje koty są na suchej karmie firmy Royal, więc koszt też jest niebagatelny.
Piszę to, nie żeby się skarżyć, ale - jeśli podejmuję się opieki nad zwierzętami, to muszę być odpowiedzialna. Traktuję je jak członków rodziny, a nie jak coś, co jeśli się znudzi można ot, tak sobie wyrzucić za drzwi. (Przykładem jest właśnie Dyzio. Ktoś bez serca podrzucił kociaka na cmentarz, nie przejmując się tym, że ten maluch może sobie nie poradzić w środowisku, gdzie nawet nie ma co jeść. Do tej pory ulubionym miejscem, gdzie zagląda, jest kosz na śmieci, mimo, że swoją miseczkę z karmą ma wypełnioną po brzegi.)
Tłumaczę moim dzieciom, że Dyzio będzie mieć u Cioci jeszcze lepiej, bo moja siostra na punkcie kociaków ma jeszcze większego "hopla" niż ja :))
Na razie czekamy na jej powrót z Anglii, do tego czasu rozpieszczamy Dyzia, który tak jak wcześniej pisałam, jest rozkosznym i przytulaśnym kociaczkiem:)))
Wzór pochodzi z zeszytu Diana Robótki Extra - Motywy kwiatowe - nr 4/2013
Serweta z gazetki bardzo mi się podoba, więc jeśli kupię kiedyś kordonek, to na pewno zrobię identyczną!
*
A co u mojego najmłodszego podopiecznego?
Kwarantanna trwała troszkę dłużej, bo okazało się, że ma koci katar. Zaliczyliśmy pięć wizyt - dostał pięć zastrzyków i kropelki do oczu. Dopiero po leczeniu można było pozwolić, by kotek wychodził z pokoju dziewczynek i zapoznawał się z pozostałymi kotkami.
Radzi sobie doskonale, zaczyna rządzić i ustawiać Bambusia i Gucia. Bambuś nie daje się tak łatwo, warczy i groźnie mruczy, gdy maluch zbliża się do niego, natomiast Gucio chyba podporządkowuje się Dyziowi, bo pozwala wchodzić mu na swój grzbiet i gryźć w uszko. Ale gdy ma dosyć - ucieka.... Mówimy, że trafił swój na swego, bo do tej pory tak właśnie Gucio zachowywał się w stosunku do Bambusia:)
Kicia jest obojętna i chyba Dyzio czuje tę obojętność, bo poza obwąchiwaniem nie pozwala sobie na zabawy z Kicią.
Bardzo lubię obserwować całą czwórkę podczas pory karmienia. Bambuś rozgląda się wokół i najpierw obserwuje wszystkich, jakby patrzył czy wszyscy mają jednakową porcję, zanim zabierze się do jedzenia (nieraz sprzątną mu z miseczki jego porcję mięska, także muszę dokładać mu i pilnować jego miseczki), Gucio zjada z apetytem groźne wydając dźwięki, by nikt nie zbliżał się do jego miseczki, Dyzio mruczy radośnie zjadając swoją porcję, natomiast Kicia miauczy przeraźliwie zanim spostrzeże swoją miseczkę pod nosem i łaskawie zacznie jeść. Śmiesznie wygląda ta cała czeredka przy kociej jadłodajni:)))
W dalszym ciągu podtrzymuję decyzję oddania Dyzia siostrze, choć moje dzieci nie chcą o tym słyszeć. Ale dla mnie jest to duże obciążenie finansowe - systematyczne odrobaczanie, odpchlenia, szczepienia i leczenie,teraz doszła by na pewno kastracja. No i przecież odpowiednia dieta, bo moje koty są na suchej karmie firmy Royal, więc koszt też jest niebagatelny.
Piszę to, nie żeby się skarżyć, ale - jeśli podejmuję się opieki nad zwierzętami, to muszę być odpowiedzialna. Traktuję je jak członków rodziny, a nie jak coś, co jeśli się znudzi można ot, tak sobie wyrzucić za drzwi. (Przykładem jest właśnie Dyzio. Ktoś bez serca podrzucił kociaka na cmentarz, nie przejmując się tym, że ten maluch może sobie nie poradzić w środowisku, gdzie nawet nie ma co jeść. Do tej pory ulubionym miejscem, gdzie zagląda, jest kosz na śmieci, mimo, że swoją miseczkę z karmą ma wypełnioną po brzegi.)
Tłumaczę moim dzieciom, że Dyzio będzie mieć u Cioci jeszcze lepiej, bo moja siostra na punkcie kociaków ma jeszcze większego "hopla" niż ja :))
Na razie czekamy na jej powrót z Anglii, do tego czasu rozpieszczamy Dyzia, który tak jak wcześniej pisałam, jest rozkosznym i przytulaśnym kociaczkiem:)))
Ślicznie zrobiłaś serwetkę. Pamiętam cienką włóczkę Peonię, ale nie wpadłam na to, by z niej robić serwetki. Dyzio już się zmienił na korzyść, dzięci chyba będą mogły go odwiedzać u cioci. Im dłużej będzie u Was, tym trudniej będzie go oddać, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńOstatnio wyciągam swoje zapasy grubszych niż kordonek włóczek i patrzę, czy nadają się do zrobienia serwetek:))
UsuńDziękuję za komentarz:))
A wiesz co mówią o kotach? Że są jak czipsy - nie da się poprzestać na jednym:) Uroczą masz gromadkę i wszystko się w człowieku uśmiecha, gdy się na nią patrzy - zdjęcie w jadłodajni super!
OdpowiedzUsuńSerweta też wyszła piękna i wesoła:)
O, tak - ale zapowiedziałam dziewczynkom, żeby nie rozglądały się na razie za bezdomnymi kotkami, ta ilość obecnie w zupełności nam wystarczy.
UsuńDziękuję za komentarz:))
Śliczna serwetka :) I urocza kocia rodzinka. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz:))
UsuńJak te kotki mają u ciebie dobrze, widać , że je kochasz! Pomiziaj je trochę ode mnie, pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńPomiziałam wszystkie:)))
UsuńDziękuję:)))
O naperon amarelo, lindo e os gatinhos uma ternura, tão fofinhos
OdpowiedzUsuńAbraço
Nélia.
Słodziaczki - kociaczki:)))
UsuńObrigado:))
Saudações!
Olá Malgosia,
OdpowiedzUsuńuma renda perfeita, parabéns! Os gatos também são minha paixão, lindos os seus!
Beijão,
Lu
Obrigado:)))
UsuńMałgosiu, serweta piękna, jak wszystkie Twoje prace. Bo tak sobie wszystko pooglądałam, tak dawno nie szperałam u Ciebie, w ogóle na blogach, że teraz nadrabiam tą przyjemną zaległość:-) Jak powiedziałam, Twoja serweta piękna, ale... no cóż... to koty skradły Ci ten wpis i nic już na to nie poradzisz:-))) Dyzio wylegujący się w koszyczku na jabłka lub pieczywo (bo my w takim właśnie jabłka trzymamy) wygląda bosko! Przypomniał mi, jak przez pierwsze tygodnie, gdy wzięłam nasze koty, najchętniej spały w niebieskim, plastikowym durszlaku, oba razem, nie żeby osobno. Takie były maleńkie:-)
OdpowiedzUsuńMasz świętą rację pisząc, że jeśli się bierze zwierzaka trzeba być odpowiedzialnym za niego zawsze i wszędzie. My niestety musiałyśmy oddać Maszkę, tak bardzo zaczęła prać swoją siostrę Tygryskę, że nie było sposobu, nie dało rady już czekać. Zmartwienie okropne bo kto weźmie dorosłego kota? A przede wszystkim rozpacz... Na szczęście wszystko się skończyło wspaniale, Masza ma wspaniały dom, a Tygrys mimo tylu już lat w pojedynkę, dalej bywa wystraszona i jest bardzo płocha.
Nie rozumiem jak ludzie najpierw podejmują się opieki, przyzwyczajają zwierzaka, a potem go porzucają. Lub też nie czują się odpowiedzialni za jego potomstwo. Wielkie okrucieństwo i bezmyślność.
No i tak smutno się zrobiło...
Na dobry koniec - dobrze że są tacy ludzie jak Ty i Twoje Dziewczynki i tak kochają koty:-)
Dziękuję Ci Edytko za ten komentarz!
UsuńNic dodać nic ująć - masz świętą rację!
Pozdrawiam:))
Linda toalhinha em amarelo, e seus gatinhos são lindos demais !
OdpowiedzUsuńUm abraço
Rose