Nasz nowy - nie nowy komputer (kupiony raptem dwa miesiące temu) zepsuł się i niestety, nie możemy z niego korzystać. Jest to dla nas nauczka, by nie kupować od kogoś kogo się nie zna, choć pośredniczył w zakupie szwagier i zapewniał, że na pewno ten sprzęt będzie nam służył jeszcze ze trzy, cztery lata. Oczywiście będę reklamować zakup, mam nadzieję, że ten co mi sprzedał uzna, że awaria zasilacza nie była naszą winą.
Tymczasem musiałyśmy przeprosić się ze starym komputerem, choć ten też jest już wysłużony i tak wolno chodzi, że brak mi cierpliwości na czekanie na otwarcie się stron i połączeń. Jedynym pozytywem jest to, że moje archiwum robótkowe jest dostępne i mogę zamieścić w tym poście parę zdjęć zrobionych na szydełku naszyjników. Cała operacja przenoszenia zdjęć trwała bardzo długo, i choć planowałam pokazanie jeszcze obrusu i firanki, to nie mam już nerwów na czekanie, aż zdjęcia wszystkie się przeniosą. Pewnie zrobię to po niedzieli. Tymczasem zapraszam na obejrzenie kolejnych etapów powstawania naszyjników (podobne widziałam na niektórych blogach, ale nie mogę wymienić u kogo, bo po prostu nie pamiętam.) Teraz założyłam sobie taki zeszyt, by zapisywać przeglądane blogi (nie sposób zapamiętać wszystkich odwiedzanych adresów). 60 - kartkowy zeszyt mam już prawie zapisany, a zaglądanie na podane witryny pochłania mi sporo czasu. Chyba jestem uzależniona, bo oderwać się nie sposób, takie cudeńka można obejrzeć w pisanych przez Was postach.
Oprócz dwóch czarnych kwiatowych naszyjników, zrobiłam jeszcze z resztek włóczek naszyjnik różowy i turkusowy.
Moje córeczki przeważnie noszą te czarne, a w robocie mam jeszcze naszyjnik czerwony. Jak skończę, nie omieszkam pokazać. Napisałam:"jak skończę", ale kiedy - nie wiem. Na tapecie mam kilka nieskończonych robótek, kilka swetrów do sprucia i ponownego przerobienia, przeprowadzkę i wyremontowanie obecnego mieszkania, by przygotować go do wynajęcia. Od pogrzebu Mamusi nie mogę się pozbierać i na razie zostawiam wszystko na potem. Jedynie do przeprowadzki muszę się zebrać, bo przeprowadzamy się do Tatusia, ma już 90 lat i odkąd Mamusia odeszła, czuje się bardzo samotny i nas potrzebuje (choć jak przyjeżdżam do Niego to zawsze mówi, że niańki mu nie trzeba, bo świetnie daje sobie radę). Ale ja wiem swoje... No tak, zrobiło się smutno...
To może na zakończenie jak zwykle na poprawę humoru:
Na zdjęciu nasz Gucio, tu jeszcze malutki. Widać jego załzawione, chore oczka. Teraz jest już zdrowy. Najbardziej lubię brać go na kolana, kłaść go na pleckach i pytać: "Jak Guciu leczymy oczka?" Jak miał je chore właśnie w tej pozycji leżał mi na kolanach, na oczka kładłam mu nasączone rumiankiem waciki i tak cierpliwie leżał przez kilkanaście minut. W ogóle dobrze znosił wszelkie zabiegi przy leczeniu jego chorób (pisałam w pierwszym poście o jego chorobach jakie miał z chwilą, gdy go znaleźliśmy).
Życzę słonecznej niedzieli i do następnego wpisu.
Ach... znam ból wolno chodzących blogowych rzeczy oraz wolno chodzącego komputera ... Współczuję. Gucio przepyszny, a w pościeli bardzo rozczulający:-) Twoje naszyjniki szydełkowe bardzo ładna. Dla mnie bardzo pomysłowe i całkowita nowość, bo ja jeszcze takich nigdzie nie widziałam. Muszę sobie taki skomponować.
OdpowiedzUsuńCo do Ani, skoro mówisz u mnie, że się dołączasz do akcji, to OCZYWIŚCIE, że aniołek MUSI do Ciebie dofrunąć. Skoro znajdziesz czas i cierpliwość do komputera bardzo proszę o a Twój adres na mój mail: edyta.strzeszewska@wp.pl I ogromnie mocno dziękuję, bardzo mocno :-) Pozdrawiam ciepło