W "robótkowie" zastój - nie to, że nie mam weny - cały listopad każdą wolną chwilkę poświęcałam na robienie sweterka na drutach dla Hani. Wybrała wzór, fason. W sobotę przyjechała. Pokazałam Jej prawie skończony sweter. Pokręciła nosem, zrobiła zdziwioną minę. Mi to wystarczyło. Nie spodobał się!
Potwierdziła i powiedziała, że mogę sama go nosić. Pewnie gdyby był trochę szerszy niewykluczone, że dokończyłabym dla siebie, ale niestety, wymiary nie były moje. Basia go nie chciała. Niewiele się namyślając zaczęłam pruć. Zrobię od nowa, nowym wzorem.
Na osłodę, ale i dla mających w niedzielę przyjechać gości, sobotę poświęciłam na gotowanie i pieczenie.
O ile stałym ciastem jest szarlotka, to drugim jest zawsze jakieś inne, które wynajduję albo w starym zeszycie mamy, albo w swoim lub w przepastnych kulinarnych zasobach internetu. Tym razem padło na przepis z internetu. Kilka dni temu przeglądając nowe blogi, natknęłam się na przepis na ciasto wegańskie. Zaintrygowało mnie, bo w przepisie nie było ani jajek ani mleka. Przepisałam sobie na karteczce składniki i sposób wykonania. W sobotę rano przystąpiłam do pieczenia. Niestety, kartkę z przepisem na ciasto wegańskie "wcięło". Przeszukałam całe biurko, regał z książkami. Moje zeszyty z notatkami - no nigdzie nie było! Na dodatek nie wiedziałam gdzie w internecie ponownie szukać tego przepisu, bo nie zapisałam sobie nazwy bloga. Pamiętałam, że coś było o kufrze! Wyświetliłam kilkanaście blogów z nazwą "kufer", kilkanaście stronek z przepisem "ciasto wegańskie". Niestety, nie znalazłam! Był za to inny przepis, ale wiedziałam, że to nie ten. No cóż - postanowiłam, że upiekę wg tego, który wydał mi się najbardziej podobny. Straciłam 4 godziny!
I wyobraźcie sobie, że kiedy sięgałam do torby, by dać pieniądze córkom na zakupy, razem z portmonetką wyciągnęłam kartkę z przepisem! Jakim cudem się tam znalazła - nie wiem do dzisiaj. Ot - skleroza zaczyna na mnie nachodzić - chyba naprawdę się starzeję:))))
Od razu przepisałam do swojego zeszytu, na wypadek, gdyby ciasto po wypróbowaniu, okazało się dobre i gdybym piekła je jeszcze raz. Teraz mogę napisać, że było znakomite i na pewno będę je piekła.
Podaję przepis - niestety, nie mogę podać z jakiego źródła, bo tak jak pisałam wyżej, nie zapisałam sobie nazwy bloga.
Oto składniki:
2 szkl. mąki 4 czubate łyżki dżemu
1 szkl. cukru 1 łyżka kakao (dałam dwie)
3/4 szkl. wody 1 łyżka cynamonu (dałam 1 łyżeczkę)
1/2 szkl. oleju 1 cukier wanilinowy
1 płaska łyżka sody
Suche składniki wymieszałam w misce, potem dolewałam stopniowo mokre składniki. Mieszałam drewnianą łyżką. Nawet nie za długo. Ponieważ miałam jasne kakao - dodałam jeszcze jedną łyżkę. Zmniejszyłam ilość cynamonu do jednej łyżeczki. Wlałam do prodiża. Piekłam ok. godziny w temperaturze 180 - 200C.
Sprawdziłam patyczkiem, czy gotowe. Wyrosło pięknie!
W między czasie ugotowałam masę budyniową. Po wystygnięciu ciasta przełożyłam go masą, zrobiłam polewę z masła, wody i kakao i polałam całe ciasto. Posypałam żurawiną. Pycha!
Oczywiście, piekąc je pierwszy raz, nie byłabym sobą, gdybym nie zapisała dla siebie na przyszłość rad, by ciasto było jeszcze lepsze. Na pewno dałabym więcej dżemu, masę zrobiłabym troszkę rzadszą, by ciasto wchłonęło z niej wilgoć. Na drugi dzień było za suche, natomiast już w poniedziałek bardziej wilgotne, to znaczy, że potrzebowało więcej wilgotności. Dałabym bakalii: rodzynek, suszonych śliwek czy orzechów. No i tak się nie śpieszyła - podczas przekładania masą, góra ciasta pękła mi na środku i nawet polewa nie pomogła mi w "ukryciu" usterki, co widać na zdjęciu. No cóż, nie zawsze wyjdzie idealnie jak się chce:))
Ja lubię takie suche ciasta więc mnie na pewno by smakowało:-) Wątpię, by ostło się u mnie aż na trzeci dzień. Szczególnie z tą masą budyniową... Mniam. Nawet z pęknięciem wygląda apetycznie:-)
OdpowiedzUsuńA zdjęcie z kotami super! Przesympatyczne z nich stadko.
Po sutym obiedzie nie bardzo była ochota na ciasto, ale po kawałeczku każdy z gości dostał na degustację:))
UsuńDziękuję za odwiedzinki:))
Muszę spróbować tego ciasta bo wygląda rewelacyjne :) a kociaki super :)
OdpowiedzUsuńPolecam i naprawdę łatwe w przygotowaniu:))
UsuńMałgosia cudowne sa Twoje kotki.
OdpowiedzUsuńwiesz co ja to już na pewno mam sklerozę, wczoraj wyszłam z domu na spotkanie i nie wyłączyłam na kuchence pierogów.Po pewnym czasie przypomniałam sobie,wróciłam i wyłączyłam,dzięki Bogu nie zrobiłam pożaru.Widzę również że brakuje mi czasu, jestem bardziej powolna niż kiedyś!
Starość się zbliża.
pozdrawiam serdecznie
Dziękuję:))
UsuńCzas potrzebny od zaraz - i to w każdej ilości:))))))
Dziękuję za przepis!
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością polecam :))
UsuńParece delicioso o bolo!
OdpowiedzUsuńParabéns, seus gatos são lindos!!
Rose
Obrigado, Rose:))
Usuń