Moje zmagania z drutami i szydełkiem zaczęły się,
gdy miałam dwanaście lat (jak ten czas szybko leci!)
gdy miałam dwanaście lat (jak ten czas szybko leci!)
To wtedy podglądałam, jak moja Mama zawzięcie macha drutami
i z kłębka włóczki wyczarowywuje cudeńka.
Jak ja chciałam tak samo robić!
i z kłębka włóczki wyczarowywuje cudeńka.
Jak ja chciałam tak samo robić!
Moja Mama należy do osób, które uważają, że człowiek powinien sam dążyć do celu i że jeśli chciałam drutować czy szydełkować, mam się sama nauczyć.
Były to lata siedemdziesiąte, więc nie było dostępu tak jak teraz do internetu,
gdzie można znaleźć wszelakie wzory, a w sklepie przeróżne włoczki.
Były to lata siedemdziesiąte, więc nie było dostępu tak jak teraz do internetu,
gdzie można znaleźć wszelakie wzory, a w sklepie przeróżne włoczki.
Pamiętam, jak uczyłam się na kilkucalowych gwoździach
(tak, pewnie wiele z Was będzie zaskoczone tym narzędziem pracy), ale taka prawda.
Mama po długich namowach, pokazała mi podstawowe oczka i rzuciła na głęboką wodę.
Cierpliwości mi nie zabrakło i po latach Mama sama przyznała, że "uczeń przerósł mistrza".
Dla mnie był to największy komplement, bo rzadko kiedy można Mamę było zadowolić.
Wtedy też Mama zaczęła kupować mi włóczki, druty czy szydełka
i tak dziergałyśmy razem siedząc obok siebie.
Myślę, że takie podejście Mamy do mojego hobby miało dobre strony,
bo niby ta Jej niechęć do nauczenia mnie wcale mnie nie zniechęciła,
a wręcz przeciwnie, umocniła, że chcę to robić.
(tak, pewnie wiele z Was będzie zaskoczone tym narzędziem pracy), ale taka prawda.
Mama po długich namowach, pokazała mi podstawowe oczka i rzuciła na głęboką wodę.
Cierpliwości mi nie zabrakło i po latach Mama sama przyznała, że "uczeń przerósł mistrza".
Dla mnie był to największy komplement, bo rzadko kiedy można Mamę było zadowolić.
Wtedy też Mama zaczęła kupować mi włóczki, druty czy szydełka
i tak dziergałyśmy razem siedząc obok siebie.
Myślę, że takie podejście Mamy do mojego hobby miało dobre strony,
bo niby ta Jej niechęć do nauczenia mnie wcale mnie nie zniechęciła,
a wręcz przeciwnie, umocniła, że chcę to robić.
Ileż ja wtedy narobiłam sobie bluzek, sweterków i sukienek!
Jak zaczęłam pracować, prawie codziennie miałam na sobie nowy wydziergany ciuszek.
Jak zaczęłam pracować, prawie codziennie miałam na sobie nowy wydziergany ciuszek.
Gdy mi się znudził, albo po praniu zmienił kształt, wtedy prułam i przerabiałam na nowo.
Niewiele z tych rzeczy zachowało się do dnia dzisiejszego, (oddawałam do PCK).
Teraz żałuję, bo moje córki miałyby gotowe rzeczy. Teraz robię przeważnie dla nich,
choć nie zawsze są chętne do noszenia dzianinek.
choć nie zawsze są chętne do noszenia dzianinek.
Polubiłam też dzierganie serwetek, firanek i obrusów.
Na nowe mieszkanie planuję własnoręcznie wydziergać firanki, choć wolę okna bez nich.
Prezentuję Wam mój sweterek robiony przeze mnie ze 25 lat temu.
Zachował się prawie w idealnym stanie i teraz noszą go moje córki.
Sweter jest robiony wzorem żakardowym z anilany białej i granatowej.
Wzór pochodzi prawdopodobnie z gazety "Gospodyni".
Piszę "prawdopodobnie", bo niestety nie pamiętam i nie zachowałam tego wzoru :(
Zdecydowanie mój ulubiony sweterek, Mamo! :D
OdpowiedzUsuńAle w to, że uczyłaś się szydełkowania na gwoździu aż nie mogę uwierzyć. Ja nawet na normalnym szydełku nie mogę nic wydziergać, a co mówić na gwoździu XD Chyba będziesz mnie musiała jeszcze raz nauczyć!
Jestem bardzo chętna na nauczenie Ciebie na szydełku. Zawsze do dyspozycji kochanie moje.
UsuńWitam :) Ciekawa historia z tym gwoździem! Mi zdarzyło się kiedyś robić sweter na dużych drewnianych łyżkach :-D Fajnie, że prezentujesz swoje prace w Internecie - sweterek jest bardzo ładny! Będę wpadać w odwiedziny i zapraszam do mnie :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTak, to najprawdziwsza prawda, gwoździe były grubsze, takie długości ok. 10 cm, więc śmiało można było nabierać oczka, oczywiście służyły mi przede wszystkim jako druty.Potrzeba jest matką wynalazku, ja na przykład nie wpadłabym na pomysł robienia na łyżkach drewnianych, a tu proszę i na nich można dziergać.A teraz korzystam z zaproszenia i odwiedzam Twój blog. Pozdrawiam :)
UsuńNo, no, no... ja się zabijam gdy robię drutami. A na gwoździach ... to już sobie nawet nie jestem w stanie wyobrazić. Ponieważ najbezpieczniejszą ilością sprzętów jest sztuk jeden! więc robię na szydełku. Oczywiście marzą mi się druty... Mam nawet nieco książek, gazet. Ale że ciągle mam tyle rzeczy do zrobienia, odkrycia i nauczenia się, a doba ma - co oburzające!!!! -tylko 24 godziny, więc zadowalam się szydełkiem:-)
OdpowiedzUsuńJak pewnie zauważyłaś "zaobserwowałam Cię" co zrobiłam z radością, jestem bardzo ciekawa Twoich działań. No i nie ukrywam, że tego nowego domu ... :-) Dodałam także Twój blog na pasku moich ulubionych "Zaglądam tu i tam".
Twój paskowany kott (któryż to osobnik?) bardzo podobny do mojego kotto pod tytułem Tygrys. Czyli wiadomo skąd imię. Choć jak wolę dla kotów rosyjskie imiona, np. Masza:-), ale jakoś przy Tygryssso nie dało się inaczej.
Pozdrawiam, już drugi raz w ciągu godziny, bardzo ciepło:-)
Dziękuję za powitanie, dopiero się rozkręcam,ale powoli z pomocą moich dziewczynek będę mogła prezentować swoje dokonania (chodzi oczywiście o umieszczanie zdjęć). Na drutach też lubię robić , ale cyklicznie zmieniam narzędzie i teraz jestem fanką szydełka.Dla mnie doba ma stanowczo za mało godzin, a ostatnio moje starsze dziecko recenzowało książkę "70 minut na godzinę" i ponoć z tej książki mam się dowiedzieć, jak i gdzie mam znaleźć brakujący mi ciągle czas.Dziękuję raz jeszcze za miłe słowa i pozdrawiam :)
UsuńAaaaa ... zapomniałam. Moja Mama też tak robi:-)może Mamy tak mają:-) Gdy zaczęłam wyszywać riszelie (wiem, wiem inaczej się pisze) to z niepokojem kiwała głową. Gdy sięgnęłam po szydełko to pytała czy nie szkoda mi czasu. Gdy zaczęłam kupować materiały na kartki i do decoupagu powątpiewała. Teraz już mniej, ale jednak nadal lubi nie za bardzo ufać moim zapędom. Chociaż ... ostatnio kupiłam maszynę do szycia, z odzysku, Panią Motylową - och jaka ona piękna! I Mama już nie protesowała tylko grzecznie cieszyła się ze mną. O! Nie znaczy to, że wszystko mi wychodzi, oj nie, ale jeśli nie spróbuję, nie dowiem się czy wyjdzie.
OdpowiedzUsuńOstrzegałam, że za dużo gadam:-) Ale to tylko czasami. Na szczęście:-)
Pozdrawiam nieustająco!
Mamy mają to w swojej naturze,że ciągle chcą uczestniczyć w życiu już dorosłych dzieci. Robią to nierzadko w dobrej wierze.Ale jeśli kocha się swoje hobby, to nie zwraca się na to uwagi i swoje robi. O i dobrze napisałaś, że jak się nie spróbuje, to nie dowiemy czy wyjdzie. Pozdrawiam:)
UsuńHej, widzę, ze masz podobnie jak u mnie, wspomnieniowo na blogu. Ja też wyciągam i archiwizuję to co mi jeszcze pozostało, i też się powoli rozkręcam. Zauwazyłaś, ze na blogach robótkowych królują koty? To dosłownie prawidłowość !!! Powodzenia !!!
OdpowiedzUsuńTak, właśnie zamierzam na tym blogu umieścić wszystkie swoje wykonane prace. A te, które robię muszą trochę poczekać na pokaz. Przymierzając się do założenia bloga archiwizowałam swoje dokonania, ale wszystko zostało w starym komputerze. Na nowym nie mam prawie nic. Na nowo muszę zrobić zdjęcia. O kotach zgadzam się z Tobą, uwielbiam oglądać posty z nimi, a że jestem kociarą to u siebie również zamierzam pisać o swoich pupilach (jest tego duuużo). Dziękuję za powitanie i przerzucam się na Twój blog.
UsuńSweterek bardzo ładny. Czekamy na nowe prace.
OdpowiedzUsuńPowodzenia w blogowym świecie.
Pozdrawiam i zapraszam do siebie. Ola.
Dziękuję za powitanie i oczywiście skorzystam z zaproszenia i zajrzę do Ciebie.
UsuńŚliczny sweterek! Dziękuję za odwiedziny i miłe słowa. Serdecznie pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńPięknie tu u Ciebie.Jeśli pozwolisz zostanę i rozgoszczę się na dłużej.a Ciebie zapraszam w odwiedziny.Pozdrawiam ciepło i wiosennie,Jola
OdpowiedzUsuńdla mnie szczytem umiejętności jest wyszycie wzoru haftem krzyżykowym. zazdroszczę talentu, cierpliwości i pięknego sweterka :)
OdpowiedzUsuńPiekny sweterek.
OdpowiedzUsuń