Wreszcie skończyłam serwetę, ale niestety nie wg wzoru,
który pokazywałam w tym poście.
Musiałam spruć, bo nie wystarczyłoby mi włóczki, a dokupić nie miałabym gdzie.
W SH, gdzie ją zakupiłam, raczej nie pojawiają się ponownie te same motki.
który pokazywałam w tym poście.
Musiałam spruć, bo nie wystarczyłoby mi włóczki, a dokupić nie miałabym gdzie.
W SH, gdzie ją zakupiłam, raczej nie pojawiają się ponownie te same motki.
Z uwagi na dzierganie serwety z bawełny musiałam zmieniać liczbę oczek łańcuszka w rzędach. Wystarczyła różnica jednego czy dwóch oczek, a serweta marszczyła się i nie układała jak trzeba.
Po każdym jednym okrążeniu lub nieraz po przerobieniu kilku, musiałam pruć.
Takie czynności, niestety, zniechęcają mnie do dalszego szydełkowania,
szczególnie, że moje oczy bolą coraz bardziej,
a wieczorna i nocna pora nasila kłopoty ze wzrokiem:((
Po każdym jednym okrążeniu lub nieraz po przerobieniu kilku, musiałam pruć.
Takie czynności, niestety, zniechęcają mnie do dalszego szydełkowania,
szczególnie, że moje oczy bolą coraz bardziej,
a wieczorna i nocna pora nasila kłopoty ze wzrokiem:((
Ale jakże mam sobie odmówić tej przyjemności? "Nigdy - przenigdy"!
A przy robieniu tej serwety granice mojej wytrzymałości zostały wystawione na dużą próbę -
bo czy po może dwudziestym spruciu kolejnych rzędów
jeszcze miałam cierpliwość przerabiać kolejny raz?
Okazuje się, że tak!
bo czy po może dwudziestym spruciu kolejnych rzędów
jeszcze miałam cierpliwość przerabiać kolejny raz?
Okazuje się, że tak!
"To mój dywanik - nie dam!!!!"
Jakżeby mogło zabraknąć Bambusia na sesji zdjęciowej :)))
*
Poniżej prawdziwy kolor serwety (jesteście zaskoczone?) -
zdjęcia robiłam poprzedniego wieczoru,
te powyżej dzisiaj rano. Zupełnie inny kolor - ale zieleń jest tym właściwym.
Średnica serwety - 75 cm.
Zostanie mi jeszcze upranie i zblokowanie serwety, ale tę czynność zawsze odwlekam
ze względu na koty. Nie mam gdzie tego zrobić, bo zawsze zawłaszczają dla siebie
każdą nową rzecz, jaka pojawia się w domu. I tak u mnie wygląda pozbywanie się zapasów -
włóczka - tym razem w postaci przerobionej trafia znów na przechowanie do pawlacza :))))
Jest fantastyczna. Dla mnie to czarna magia.
OdpowiedzUsuńDziękuję :))
UsuńŚwietna mało dziergam kolorowych serwetek ,ale muszę to zmienić:))
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Kolorowe bardziej mi się podobają niż białe, dlatego częściej sięgam po barwne motki:))
UsuńDziękuję za komentarz:))
Serwetka śliczna, podziwiam Twoją cierpliwość. Bambuś wygląda na niej uroczo.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Bardzo ładnie tę serwetkę zrobiłaś Małgosiu, ale, czy dla kota? Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńNo właśnie - nie dla kota, ale zawsze to one (bo jeszcze i Gucio i Dyzio) są pierwszymi obserwatorami moich udziergów:))
UsuńDziękuję za komentarz:))
Kolorystyczne zaskoczenie, a Kotunia wie co dobre! Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńOj, wie - szczególnie jak może na tym poleżeć:))
UsuńDziękuję za odwiedziny:))
A Ciapara pisała jakiś czas temu o koszu prezentowym - taka serweta (o ile nie na jakiś Twój mebelek), powinna trafić własnie do takiego prezentowego kosza (w żadnym razie na pawlacz!), z którego potem mogłabyś czerpać przy różnych okazjach:-) Piękna jest! Zielona nawet bardziej niż niebieska więc to dobrze, że to jej faktyczny kolor;-)
OdpowiedzUsuńPrzeważnie moje robótki w końcu trafiają w inne ręce, choć bardzo trudno mi się z nimi rozstać. Mam w planie kupno okrągłego stołu i dlatego dziergam okrągłe serwety. Może w końcu szybciej kupię taki stół?
UsuńDziękuję za komentarz:))
Wspaniała serweta :-) Śliczne ananaski.
OdpowiedzUsuńJa też nie lubię, jak mi się serweta nie układa w trakcie dziergania... nie mam już wtedy do niej serca...
Pozdrawiam serdecznie.
Najgorsze to prucie, każdy następny raz zniechęca do kontynuowania dziergania - doświadczam tego samego.
UsuńDziękuję za odwiedzinki:))