Uwierzycie, że zrobiłam ją po raz pierwszy w życiu?
Ugotowana fasola wcale nie miała zamienić się w pastę, ale miała trafić do barszczu czerwonego. Gotowałam ją osobno i po prostu zapomniałam ją do niego dodać. Potem miała być przeznaczona na fasolkę po bretońsku, ale nie chciało mi się gotować tej potrawy z tak małej ilości fasoli.
I tak pomyślałam o paście, szczególnie, że moja Basieńka na okres Wielkiego Postu odmówiła jedzenia mięsa i wędlin i taka pasta śmiało mogła być jego zamiennikiem.
Ugotowaną fasolkę zmiksowałam, dodając troszkę przegotowanej wody, bo była za gęsta.
Do tego dwie łyżki masła i jedno żółtko z ugotowanego na miękko jajka.
Z przypraw dałam czubricę zieloną, pieprz, kminek, sól, ząbek czosnku.
Wszystko jeszcze raz zmiksowałam, by dobrze połączyły się składniki.
Przełożyłam do mniejszej miseczki i wstawiłam na noc do lodówki.
Rano była już gotowa na śniadanko:))
To oczywiście moja porcja, bo ja, jako mięsożerna istota,
takiego wyrzeczenia się na WP nie podjęłam.
takiego wyrzeczenia się na WP nie podjęłam.
Basieńce bardzo taka pasta przypadła do smaku.
Zapas fasoli mam i taka potrawa będzie pojawiać się w naszym menu częściej niż dotychczas.
I już mam pomysł na dodawanie innych składników, chociażby ziaren słonecznika, dyni, innych przypraw, ziół czy choćby suszonych kwiatów aksamitki.
Ja też bardzo lubię rożne pasty do pieczywa,a strączki są zdrowe i bogate w składniki odżywcze.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię strączkowe pasty, ubolewam, że tak rzadko mam okazję zaspokoić swoje nieprzeciętne lubienie - dań z fasoli nie da się zrobić na szybko, chyba że z fasoli w puszce, ale za taką nie przepadam...
OdpowiedzUsuńBardzo interesujące i smakowicie wyglądające danie :)))
OdpowiedzUsuń