Od czasu do czasu odbywam "kontrolną" wizytę u moich córeczek, które studiują w Lublinie:))
No z tą kontrolą to żartuję, ale przy okazji wizyty u lekarza,
zatrzymuję się u nich na stancji i spędzamy taki babski dzień,
jak to miałyśmy w zwyczaju spędzać w naszym rodzinnym mieście.
Staramy się celebrować te nasze wyjścia na miasto, nie tylko by poszaleć na zakupach,
ale i spędzić je na innych przyjemnościach, które wspólnie planujemy.
Tym razem padło na odwiedzeniu kawiarenki, która od kilku lat istnieje w Lublinie,
a którą to dopiero w tym miesiącu udało mi się odwiedzić - MRAU CAFFE.
Kawiarenka znajduje się przy ulicy Orlej 6 - prostopadłej do ulicy Okopowej.
Wybrałam się tam z Basią, bo Hania miała zajęcia na uczelni,
ale nic jeszcze straconego - w przyszłym miesiącu również planuję tam być,
więc postaramy się odwiedzić te miejsce we trzy.
Byłyśmy tam co najmniej trzy godziny, przy okazji racząc się pyszną gorącą herbatką
o smaku mirabelki z gałązką rozmarynu, do tego zamówiłyśmy -
ja - porcję ciasta "leśny mech", Basia - wegańskie beziki.
Potem mogłyśmy już na spokojnie zająć się zabawą z uroczymi mieszkańcami tej kawiarenki.
Dla nas kociar były to najmilsze spędzone godziny:
tutaj spał sobie kotek bez jednej łapki,
świetnie sobie radził przy chodzeniu i wskakiwaniu na fotele czy na inne wyższe blaty:
tutaj - jednooki kotek, cały czas bawił się opaską do włosów,
nosił ją w pyszczku i całkiem zgrabnie przemieszczał się z nią po całej kawiarence:
ten rudasek to kotek kolankowy:
lubiący drapanie pod szyjką:
ten rudo - biały to kociak z "pazurem":
najpierw niewinna minka, mruczenie przy głaskaniu,
udawanie niewiniątka, uśpienie przeciwnika, a potem:
nie tylko na nas ostrzył sobie pazurki,
kiedy się wyspał, zaczął harce z innymi kotami:
A potem przyszła pora karmienia; można za 10 zł nakarmić samemu kotki;
gdy tylko pani z obsługi zdjęła z półki słoiczek, w który nabiera karmę,
w błyskawicznym tempie wokół niej zebrały się wszystkie koty;
niecierpliwie czekały aż wyjdzie z pomieszczenia gospodarczego:
Potem dała Basi do ręki słoiczek i zaczęła się zabawa:
wszystkie kotki zostały nakarmione, choć trzeba było uważnie rozdzielać jedzonko,
by sprawiedliwie każdy dostał tyle samo.
Zatem, jeśli komuś nie przeszkadza fruwające kocie futerko nad głową
i to w dosłownym tego słowa znaczeniu:
to zapraszam do tej uroczej, przytulnej kawiarenki:)))
Byłam w takiej kawiarni we Wrocławiu - to jest doskonały pomysł i super, że takie miejsca powstają:-)
OdpowiedzUsuńBardzo dobry to pomysł; szczególnie, że koty mogą znaleźć tą drogą nowego opiekuna, a jeśli nie, to mają przynajmniej tu swój dom:))
UsuńBardzo fajne miejsce - Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńSympatyczne i ciekawe miejsce - zawsze coś się dzieje:))
UsuńSuper miejsce. W Krakowie tez jest. Doskonały pomysł.
OdpowiedzUsuńOoo i w Krakowie jest?
UsuńDobrze, że mogą powstawać takie przytuliska dla kociaków - w takich miejscach możemy nasze dzieci uczyć wrażliwości na kocie sprawy.
Bardzo oryginalne miejsce! U nas nie ma takich kawiarenek ale z pewnością znalazły by się osoby, które chętnie by tam spędzały czas :-)
OdpowiedzUsuńBardzo fajne miejsce - nudzić się nie da: wciąż się coś dzieje wśród kotów:))
Usuń