Dość długo nic nie pisałam. Po świętach nie miałam czasu -
tak jakoś zleciał dzień za dniem, nie wiadomo kiedy.
A i chwalić się nie miałam czym, bo w robótkach zastój, brak weny i chęci.
Zaglądając do moich ulubionych blogów również czytałam o braku nie tylko czasu,
ale i weny w szydełkowaniu czy drutowaniu. Zatem nie ja jedyna przechodziłam kryzys.
Nie dziwię się, że i pora roku nie jest przyjazna dziergającym,
bo więcej teraz przebywamy na świeżym powietrzu, na wycieczkach czy pracach w ogródkach i działkach. Pracy na działce pozbawił mnie w tym roku mój Tata - sprzedał ją po prostu bez mojej wiedzy i zgody!
W tej chwili został mi tylko ogródeczek pod balkonem, choć nie będę wiele przy nim robić,
bo mają przeprowadzać roboty ociepleniowe budynku,
więc i tak wydepczą i zniszczą to co zasadzone.
Najbardziej szkoda mi będzie piwonii i krzewów bzu,
będę musiała pomyśleć w jaki sposób zabezpieczyć je,
by w jak najmniejszym stopniu ucierpiały.
Posadziłam przed ogródeczkiem dwie sadzonki głogu i wyobraźcie sobie,
że pan koszący trawnik tak rozpędził się z kosiarką, że ściął mi je równo z trawnikiem.
Co prawda wieczorem nie miałam już siły, by zabezpieczyć w jakiś sposób te sadzonki,
miałam to zrobić na drugi dzień po powrocie z zabiegów rehabilitacyjnych na kręgosłup,
a jak wróciłam i zobaczyłam już skoszony trawnik, byłam pewna, że moje sadzonki nie istnieją!
I się nie myliłam! Byłam taka zła, że gdybym spotkała tego osobnika twarzą w twarz,
chyba powiedziałabym mu coś niemiłego. Przecież nie było to zakopane w gąszczu trawy,
miejsce sadzenia wyplewiłam, usunęłam kępy trawicy,
ale jak ktoś nie myśli (nie tylko ja, ale i pan koszący!) to skutki są takie, a nie inne.
Mimo wszystko natychmiast ogrodziłam te nieszczęsne resztki ogrodniczą siatką,
może korzenie nie uszkodzone i liście odbiją, ale efekty tego będą widoczne pewnie w przyszłym roku.

*
Na szydełku zaczęłam tunikę z włóczki bawełnianej "Sonatka", robię przód i tył na zmianę,
przybywa robótki jednocześnie. Nie jestem zadowolona z gatunku tej włóczki,
nie zawsze dobrze jest posłuchać rady pani z pasmanterii.
Doradziła mi jej kupno i choć kolor mi odpowiadał, to już jakość,
która w trakcie dziergania sprawia mi trochę kłopotu, niestety nie.
Szydełko zaczepia o źle skręconą nitkę i robią mi się powyciągane pętelki.
Muszę pruć kilka oczek, by wyrównać nitkę i dalej kontynuować, do następnego zaciągniętego supełka! Być może się mylę, być może ktoś robił taką włóczką i nie sprawiało to kłopotu,
być może to wada fabryczna akurat tego wyrobu, nie wiem i nie będę dociekać,
ale już nigdy nie kupię tej włóczki, bo szkoda czasu na zmaganie się z takim dzierganiem.
Jak skończę tunikę nie omieszkam pokazać całości.
P.S. Zupełnie zapomniałam o tym, że mój blog obchodził 24 kwietnia roczek!
Przez ten rok wydarzyło się dużo i dobrego i złego, ale czas spędzony na blogowaniu,
był dla mnie czymś wspaniałym. Przyjemnie było oglądać
Wasze nowe robótki, takie małe dzieła sztuki, które nieraz zapierały mi dech w piersiach!
Natomiast na moim blogu każde nowe wyświetlenie, każdy nowy obserwator i każdy komentarz sprawiał mi dużo radości - dziękuję Wam za to!