Odkąd moje córki mają współpracę recenzencką z wydawnictwami, zdarza mi się czytać na bieżąco nowości książkowe i choć większość ich to literatura młodzieżowa, to czasami sięgam i po nią, by zorientować się, czym autorzy karmią nasze dzieci. W większości jest to moda na wilkołaki, istoty nie z naszej planety czy stworki ludzkokształtne. Oczywiście walka dobra ze złem, ze szczególnym naciskiem na zło, toczące się boje o przywództwo, jak również i wątek miłosny, między istotami z różnych światów itp, itd.
Przyznam się, że jestem taką literaturą zszokowana, i tak jak gry komputerowe, które zmieniają nasze dzieci, tak i takie książki nie mają pozytywnego wpływu na nich. Z racji hobby, jakim jest czytanie książek bywam częstym gościem w empiku, księgarniach i bibliotekach i ogrom tej literatury za każdym razem mną wstrząsa!
No cóż, z powodu recenzenckich współprac moje dzieci muszą czasami po te książki sięgać, bo i takie trzeba przeczytać i swoimi opiniami podzielić się na łamach swojego bloga, ale gdyby nie to, to stanowczo zabroniłabym czytania takiej literatury.
Ale - od czasu do czasu zdarzają się książki, również dla młodzieży, bardzo wzruszające, bardzo poruszające swoją historią, pełne smutku, rozpaczy, miłości i nadziei. I o takiej książce chcę dzisiaj napisać.
Zdradzać zbyt dużo nie będę, jak zwykle.
Morze spokoju - autor Katja Millay
Dwoje młodych ludzi, Josh i Nastya, poznaje się w bardzo trudnym dla siebie okresie - po ciężkich, jakże odmiennych przeżyciach. A jednak mają ze sobą coś wspólnego, bo te przeżycia naznaczają ich na dalsze życie. Oboje pragną je zmienić, ale czy potrafią? Czy przeszłość, szczególnie Nastyi, pozwoli na to? Na te pytania strona po stronie odpowiada ta książka. Pięknie napisana, w sposób łagodny budująca napięcie, pełna smutku i rozpaczy. Wzruszyłam się przy jej czytaniu - i jak głosi napis na pierwszej stronie okładki : "ta książka złamie Ci serce i sklei je na nowo", to tak się stało!
*
Czytanie nieodmiennie wiąże się ze mną z dzierganiem,więc i tym razem, przy czytaniu książki Iwo Zaniewskiego "Czego nie słyszał Arne Hilmen", zaczęłam serwetę wg wzoru od Dominiki. Serwetę, którą dziergała Dominika zobaczyłam na żywo na spotkaniu z okazji Dziergania w Miejscu Publicznym. A kiedy zobaczyłam końcowy efekt Jej pracy - zamarzyłam o takiej samej. Poprosiłam o wzór i oto przed Wami początek mojej serwety na okrągły stół, który mam w planach kupić! (Już dzisiaj mój Tata chodził do sklepu obejrzeć upatrzony przeze mnie mebel). Nad wyborem włóczki nie zastanawiałam się ani chwili. Jest to owa "nieszczęsna" Sonatka, z której miała powstać tunika.
Oczywiście nadal mam kłopoty z zaciąganymi nitkami, ale jakoś sobie radzę i mam nadzieję na szczęśliwe ukończenie zamierzonego udziergu.